To był już mój ostatni sprawdzian i mocny akcent przed maratonem w Bostonie. W kilku zdaniach napisałem jak przebiegała 2. Dziesiątka Babicka. Zapraszam do mojego podsumowania.
Przed startem …
… nie myślałem zbyt dużo o zawodach. Wszystko dlatego, że coraz szybciej zbliża się dla mnie impreza sezonu i moja głowa coraz bardziej ucieka właśnie w tamtą stronę. Niby miałem to z tyłu głowy, ale dopiero w piątek po południu dotarło do mnie, że na drugi dzień pobiegnę ważne zawody na dystansie 10 km. Biorąc pod uwagę, że przepracowałem bardzo dobrze okres zimowy, byłem niemal pewny, że spokojnie poprawię wynik 35:44 z 28. Bieg Niepodległości. Pozostało pytanie, o co właściwie mogę powalczyć na trasie …
… na szczęście nie musiałem zbyt dużo nad tym się głowić. Moja współpraca z Łukaszem to dobry, wypracowany mechanizm, dostaję wytyczne co do każdego startu i staram się to zrobić najlepiej jak potrafię. Mail tym razem wyglądał tak: to nie jest nasz priorytet, dlatego nie planuje biec na złamanie 35 minut, co według mnie byłoby w sobotę do zrobienia. Skupiamy się na maratonie dlatego lecimy na 35:30. Trzymasz tempo 3:31 – 3:33/km. Pamiętaj, że później jest jeszcze OWB2 na tętnie do 155 uderzeń.
Z takim nastawieniem pojechałem w weekend do Babic. Znam tę okolicę bardzo dobrze, w końcu pochodzę z miejscowości raptem 3 – 4 kilometry stąd. Pogoda niestety tego dnia nie nadawała się do bicia rekordów albo przynajmniej taka, którą ja znoszę słabo – słonecznie, a co najgorsze dość wietrznie. Na dodatek start zaplanowany w samo południe. Na szczęście zabrałem ze sobą czapeczkę …
Lecimy …
Rozgrzewka, gdzie już dało się odczuć podmuchy wiatru. Ustawiam się praktycznie w pierwszej linii na starcie, krótka rozmowa z Aleksandrem Krzempkiem oraz Markiem Wilczura. Standardowa tyrada na temat sponsorów i kilku ważnych spraw około startowych i strzał startera. Ruszamy z Rynku i skręcamy w ulicę Sienkiewicza w kierunku Lipkowa. Początek wydaje mi się bardzo wolny, dziwnie się czuję, kiedy samochód prowadzący właściwie się nie oddala, a przede mną biegnie raptem kilka osób. Tłumaczę sobie, że może czołówka chce zacząć bardzo powoli. Wszystko się zmienia, kiedy zegarek oznajmia, że pierwszy kilometr pokonujemy w 3:18 min/km. Już wiem, że za ten początek zbiorę ochrzan od Łukasza, bo to nijak ma się do założeń. Trochę odpuszczam, bo po pierwsze, wiadomo, że to nie moje tempo, po drugie wybiegamy z Babic i jest coraz mniej zabudowań. Wiatr daje o sobie bardzo znać, bo wiele prosto w twarz. Czołówka zaczyna się oddalać, przede mną zostają 2-3 osoby … ja trochę dedukuję jak tu zwolnić do planowanego 3:30 min/km. Zegarek zaznacza drugi kilometr na poziomie 3:25 min/km. Wciąż za szybko, chwila zawahania i zostaję sam. Wiem, że czeka mnie bardzo trudny fragment, z którym przyjdzie mi zmierzyć się samemu. Znam tę drogę bardzo dobrze, to będzie prawie 2 kilometry, aż do nawrotki w Lipkowie. Wiatr robi swoją robotę i kolejne kilometry wychodzą 3:33 i 3:31 min/km. Uff .. w końcu skręcamy bardzo ostro w lewo w ulice Paschalisa-Jakubowicza i robi się wyjątkowo spokojnie. Trochę tu odpoczywam i pilnuję tempa kolejnych kilometrów, w końcu wychodzi dobrze – 3:29 i 3:30 min/km. Tutaj miła niespodzianka, bo na trasie mam doping swoich Rodziców, a chwilę później Siostry. Jest ciężka praca, ale biegnie się całkiem ok … jednak za chwilę skręcamy znowu ostro w lewo z ulicy Sportowej w Białej Góry. Ostry zakręt i widzę, że blisko mnie trzyma się Marek Wilczura. Moja idylla nie trwa długo, dlatego że znowu zaczyna się samotna walka z wiatrem. Tutaj dostaję mocno w kość i wychodzi najsłabszy kilometr całego biegu – 3:37 min/km. W końcu kawałek lasku i na końcu w prawo znowu jesteśmy na ulicy Sienkiewicza. Wiatr dokucza tutaj mniej, więc udaje się trochę podkręcić tempo – następne dwa kilometry tak samo po 3:34 min/km. Jest już duże zmęczenie i walka na ostatnim kilometrze. W końcu znowu Rynek i ostatni kilometr w 3:28 min/km, a całość w 35:11, 9 miejsce i 5 w M-30.

Trening
Na mecie dosłownie chwila oddechu, krótkie rozmowy i gratulacje. Zabieram się do drugiej części swojego treningu. Ulicą Warszawską ruszam na 6 km w tempie WB2. Tak jak wyznaczył Trener, nie dociskam, ale staram się biec swobodnie. Trzy kilometry, nawrotka. Całośc wychodzi średnio po 3:52 min/km, ale biegnie mi się bardzo lekko. Nie odczuwam trudów wcześniejszych 10 kilometrów. Wracam na Rynek i spotyka mnie miła niespodzianka. W M-30 byłem piąty, ale nagrody się nie dublują. Ponieważ w klasyfikacji OPEN, dwóch zawodników było z mojej kategorii, rzutem na taśmę staję do dekoracji na najniższym stopniu. Schodzę ze sceny i biegnę do samochodu, równo za godzinę jestem już ze swoimi dziećmi na zajęciach z tańca … tak, tak właśnie wygląda łączenie roli biegacza i taty … wszędzie biegiem 😉

Podsumowanie
Tym startem zakończyłem przygotowania do maratonu w Bostonie. Naprawdę solidnie przepracowałem całą zimę. W 20 tygodni przebiegłem równo 1800 km. Teraz trzy następne dni czeka mnie dieta białkowa i w czwartek pakuję się do samolotu … no i to, co w sporcie, nawet amatorskim, najpiękniejsze … kompletnie nie da się przewidzieć, co wydarzy się na miejscu :).
k.